Cześć,
Myślałeś kiedyś o tym ile decyzji podejmujesz w ciągu dnia? Jest to ciężka do sprecyzowania liczba. W zależności od metodologii badań niektóre powiedzą, że kilkadziesiąt a inne, że około tysiąca. Niezależnie od ilości, każda z naszych decyzji niesie za sobą pewne konsekwencje. Rząd wielkości tych następstw jest oczywiście uwarunkowany istotą podejmowanej przez nas decyzji. Nie można przecież uznać za równorzędny wybór tego co zjemy na śniadanie, z decyzją o zmianie partnera życiowego. Chociaż już spożycie tegoż śniadania z wspomnianym partnerem, może czasem doprowadzić do jego zmiany. Idealnie obrazuje to słynne „fatalne przejęzyczenie” Krzysztofa Kowalewskiego.
Co ciekawe, nasze decyzje implikują kolejne konieczne do podjęcia przez nas lub innych wybory. Myślę, że odgrywana przez Kasię Figurę kobieta powinna była po tym śniadaniu zredefiniować większość obszarów swojego życia ;).
Wróćmy do meritum. Dla mnie najważniejszą cechą każdej decyzji jest jej rezultat, a będąc bardziej precyzyjnym, to czy aby na pewno była ona optymalna. Zwróćcie uwagę na to, że nie napisałem „optymalna dla mnie.” Wiąże się to z moim zamiłowaniem do analizowania wypadkowych moich działań w oparciu o ich koszt alternatywny.
Pierwszy raz natknąłem się na ten termin podczas przygotowywania się do olimpiady ekonomicznej w liceum, blisko piętnaście lat temu. Nie pamiętam czy wyczytałem o nim w „Podstawach ekonomii” Romana Milewskiego, czy w „Systemie Rynkowym” Mieczysława Nasiłowskiego, ale jestem pewny, że była to jedna z tych dwóch pozycji. Na przestrzeni lat, mimo wielokrotnego utrwalania i powracania przy najróżniejszych okazjach, czy to na studiach, czy później w ramach czytania interesujących mnie opracowań naukowych, umknęło mi wiele definicji z teorii ekonomii. Jednak koszt utraconych możliwości ze mną pozostał i musicie wiedzieć, że miał on bardzo duży wpływ na formowanie mojej dzisiejszej filozofii życia. Bardzo szybko zdałem sobie sprawę jak uniwersalne jest to pojęcie i do jak wielu obszarów naszego życia może zostać zastosowane. Dlatego rezerwowanie go tylko i wyłącznie na potrzeby ekonomii byłoby z naszej strony olbrzymim niedopatrzeniem.
Wydaje mi się, że źródłem tej tezy jest użyte w powszechnej definicji kosztu alternatywnego (https://pl.wikipedia.org/wiki/Koszt_alternatywny) słowa „zasoby”, a dokładniej – mnogość jego znaczeń. Zazwyczaj jego definicje odnoszą się do typologii zasobów. Dzielimy je na ekonomiczne, biologiczne, naturalne (surowce), kapitałowe, infrastrukturalne, komputerowe czy ludzkie. Tymczasem najogólniejsza i najpowszechniejsza definicja z SJP/PWN mówi nam, że jest to pewna ilość „czegoś” w celu wykorzystania tego w przyszłości.
Co w takim razie z naszym czasem? Czy jest on naszym zasobem? Jeśli tak, to w którym z typów zasobów się zawiera? Czasu nie da się gromadzić, rezerwować aby wykorzystać później. Nasz know-how jest rezultatem poniesionych nakładów czasu na proces jego zdobywania. Tymczasem posiadane pieniądze, które są oczywistym miernikiem możliwych do nabycia przez nas zasobów, tak naprawdę są implikacją poświęconego czasu na ich zarabianie. Czas można więc nazwać zasobem nadrzędnym, skończonym i niemożliwym do pomnażania.
Innym przykładem zasobu, który w moim odczuciu nie jest zawarty w definicjach niezależnie od typologii, jest nasze zdrowie i wynikająca z niego stamina. Są to terminy abstrakcyjne, nieokreślone, ale posiadana przez nas „ilość” tychże jest bezsprzecznie skończona i nieustannie wytracana. Czy możemy w takim razie je gromadzić? Nie, gdyż nawet stan absolutnego spoczynku warunkuje ich bieżącą konsumpcję.
Nie zagłębiając się w dalsze filozoficzne refleksje dotyczące definicji zasobów, podsumujmy. Codziennie podejmujemy określoną liczbę decyzji, które są bezpośrednio powiązane z posiadanymi przez nasz zasobami. Rezultat tych wyborów niesie za sobą mnogość konsekwencji, które mają rzeczywisty wpływ na każdy obszar naszego życia. Owe skutki są wycenialne i porównywalne. Dlatego jesteśmy w stanie określić, mniej lub bardziej dokładnie ich koszt alternatywny.
Taka właśnie jest geneza nazwy tego bloga. Chciałbym drogi czytelniku wprowadzić Cię w arkana mojej codziennej analizy kosztów utraconych możliwości zarówno moich jak i moich bliskich. Obok zwyczajowych przemyśleń, tekstów o znamionach opiniotwórczych czy lifestylowych, będę starał się opisywać jak najwięcej przykładów modelowych z każdego obszaru życia, w których możemy wykorzystać moją „teorię kosztu alternatywnego.” Wierzę, że wielu z Was znajdzie dla niej zastosowanie w swojej codzienności, dlatego nie omieszkajcie zainwestować części zasobów Waszego czasu na regularne czytanie tego bloga.
Pozdrawiam.
DP
Spoko. Będę wpadał. 🙂
Zapowiada się ciekawie! Czekam na wpisy o przykładach z życia 🙂