Początkowo chciałem przedstawić ten temat w skondensowanej formie. Tymczasem już pierwsza dygresja uświadomiła mi, że to zły pomysł. “Czas jako zasób nadrzędny” to zagadnienie, które będzie jednym z aksjomatów tego bloga, jego esencją. Nie chcę aby ograniczała mnie forma czy przyjęta norma objętości wpisu. Z drugiej strony drogi czytelniku, chciałbym uszanować Twój czas. Dlatego postanowiłem, że będę do niego wracał, dopisując “rozdziały”, w formie kolejnych wpisów.
Zastanawiałeś się kiedyś nad tym ile warta jest Twoja godzina lub za ile złotych wykonałbyś dowolną codzienną czynność dla obcej osoby? Weźmy za przykład sytuację, w której ktoś podchodzi do Ciebie na ulicy i prosi, żebyś pomógł mu wnieść pięćdziesięciokilogramową komodę na czwarte piętro, bez windy, oferując Ci za to 50 pln. Zajmie Wam to godzinę. Zgadzasz się? Co w sytuacji, kiedy ta sama osoba, za tą samą kwotę prosi Cię, żebyś popilnował jej samochodu, podczas gdy oni będą wnosić komodę na wspomniane piętro. Jaka jest wtedy Twoja decyzja?
Osobiście gdybym żył w niedostatku, czyli sytuacji, w której dochody mojej rodziny nie są wystarczające, aby zapewnić nam wszystkie podstawowe potrzeby, nie wahałbym się w żadnej z wymienionych sytuacji – podjąłbym się obu zadań za 50pln. Potrzeby podstawowe (primary wants) są w ekonomii pojęciem abstrakcyjnym, uzależnionym od przyjętych założeń. Na potrzeby tego wpisu przyjmijmy, że w przypadku gospodarek rozwiniętych, oznaczają one poziom konsumpcji, który zaspokaja wszystkie potrzeby fizjologiczne, gwarantuje schronienie oraz daje dostęp do środków masowego przekazu (Internet). Oczywiście dla Polski definicja ta jest zgoła inna niż dla krajów wschodzących, nie wspomniawszy o krajach trzeciego świata gdzie sytuacja społeczna często powoduje, że konsumpcja zaspokajająca podstawowe potrzeby jest równoznaczna z zaspokojeniem głodu i pragnienia.
W Polsce w 2018 roku w niedostatku dochodowym żyło 13,2% społeczeństwa. Ubóstwo wielowymiarowe tj.: dochodowe, warunków życia oraz braku równowagi budżetowej, dotknęło jedynie 2,1% obywateli naszego kraju. Źródło.
Przejdźmy więc do analizy, kiedy ten problem nas nie dotyczy? Od czego wtedy zależy nasza decyzja?
Jest ona uzależniona od wielu pomniejszych zmiennych i pewnie większość z Was odpowiedziałaby “to zależy.” Zależy ile zarabiasz lub czy w momencie zaistniałej sytuacji miałeś jakieś istotne plany. Możliwość wniesienia komody jest w pełni uzależniona od faktu czy jesteś wystarczająco krzepki by sprostać temu zadaniu. Tymczasem w przypadku pilnowania samochodu bardzo ważne może dla kogoś się okazać czy masz książkę na podorędziu lub naładowany telefon, który pomoże zabić Ci nudę.
Kolejnym ciekawym czynnikiem, który może zmienić całkowicie naszą decyzję w zaistniałych sytuacjach to np. fakt, czy proszący to zjawiskowa blondynka (lub blondyn) wyglądająca na singielkę (lub singla), a tak się składa, że Ty akurat nie masz partnera życiowego.
Wymieniać można bez końca. Przykład ten ma jednak na celu coś zgoła innego niż uzyskanie odpowiedzi tak/nie, wniosę/popilnuję. Chciałem Wam w prosty sposób zobrazować, że to ile wart jest nasz czas, jest pojęciem względnym, a co za to idzie – złożonym.
Skupmy się pierw na aspektach zarobkowych tego problemu. Załóżmy, że jesteś w 10% najlepiej zarabiających Polaków i Twoje wynagrodzenie na rękę oscyluje w granicach 8 000pln (11 400pln brutto). Jeżeli przyjmiemy, że miesięcznie pracujesz 160 godzin, tzn., że zarabiasz 50pln na godzinę. Czy w tym przypadku biorąc za punkt odniesienia płacę godzinową, obie propozycje “Pana od komody” mogą mieć sens ekonomiczny?
Jestem głęboko przekonany, że żadna ze znanych mi osób o podobnych zarobkach, nie popilnuje obcemu samochodu za “pięć dych” przez godzinę. O targaniu jakiejś jego kolubryny na 4te piętro nawet nie wspomnę. Mogę domyślać się, że niektórzy zrobiliby to za 200pln, inni za 500pln, a jeszcze inni za absurdalną kwotę 1000pln.
Co w takim razie, kiedy zarabiasz około 5 000pln brutto, 3 550pln na rękę, czyli w okolicach średniej krajowej. Mówimy teraz o 42% ludzi w naszym kraju. Czy za każdym razem przyjmujesz propozycję? Oczywiście, że nie. Częściej niż w poprzednim przykładzie, ale dalej uważam, że subiektywnie rzadko.
No to może przy 3350 pln brutto jest tym poziomem dochodów gdy zgadzamy się zawsze? Jest to minimalna kwota zarobku 75% Polaków. Przy 160 godzinach miesięcznie, efektywnie daje ona 15 złotych “na rękę” na godzinę, czyli przeszło trzy razy mniej niż w analizowanych propozycjach. Mimo to uważam, że wciąż znaczna część osób odmawia sytuacyjnie w obu przypadkach.
Co jest tego przyczyną?
Prawo malejącej użyteczności krańcowej! (PMUK)
Na potrzeby przykładu wyobraź sobie Wigilię. Mama ugotowała barszczyk, babcia ulepiła pierogi. Każdy szczęśliwiec mający babcie i mamę lub chociaż teściową, które potrafią gotować, czeka cały rok na świąteczny barszczyk i pierogi. Przypomnij sobie to nerwowe oczekiwanie poprzedzające pierwszy łapczywy kęs upragnionego ruskiego (jaki ja jestem głodny jak to piszę!). Opłatek, życzenia, i poszły konie po betonie. Przepychasz się z kuzynostwem, żeby napakować z półmiska jak największą ilość wyczekiwanych pierogów – zaczynasz konsumować.
Czy pierwszy pieróg jest równie dobry jak szesnasty? Powiem Wam, że osobiście dobijam zazwyczaj do dwudziestki i z doświadczenia wiem, że moje ostatnie zdobycze nie mają nic wspólnego z przyjemnością, są czystym pragmatyzmem. Zalewam je litrem barszczyku i “gromadzę na zapas” iluzoryczne szczęście, aby nasycić się na cały nadchodzący rok. Działam nieracjonalnie.
Jestem przekonany, że jeżeli milion ludzi zapisywałoby w skali od 1-10 swój poziom zadowolenia przy konsumpcji każdego kolejnego pieroga, bez wątpienia badana próbka udowodniłaby właśnie prawo malejącej użyteczności krańcowej. W myśl tego prawa, nazywanego również jako I prawo Gossena, przy konsumpcji kolejnej jednostki dobra, korzyść z niej uzyskana jest mniejsza niż z poprzedniej. Jakby tego było mało, w myśl tego prawa możemy doprowadzić do sytuacji, kiedy użyteczność kolejnej jednostki staje się ujemna (17,18,19 i 20 pieróg w moim przypadku).
No dobrze, ale co łączy wnoszenie komody, pilnowanie samochodu i pięćdziesiąt złotych, z barszczem, pierogami oraz malejącą użytecznością krańcową konsumpcji?
Większość modeli tłumaczących owe prawo pokazuje przykłady, w których za dobro A w pewnej sytuacji jesteśmy w stanie zapłacić kwotę X, a w innej 2X, albo i 10X. Szlagierowy przykład to wartość wody w sklepie, a na pustyni etc.
Zadając Wam pytanie na początku tego wpisu, stworzyliśmy modelową sytuację, którą możemy zwizualizować PMUK. Aby to zrobić, wystarczy zmienić walutę za którą nabywamy dobra, z fiducjarnej złotówki na nasz nadrzędny zasób, czyli nasz czas.
W związku z prawem malejącej użyteczności krańcowej, im więcej posiadasz złotówek, tym jesteś skory do poświęcenia coraz mniejszej ilości jednostek czasu na uzyskanie kolejnej.
Na tym zakończę część pierwszą analizy. W przyszłym tygodniu kolejny odcinek serii “Czas czyli zasób nadrzędny każdego z nas.” Zapraszam do zapisania się do newslettera, w ramach którego otrzymasz przedpremierowo dostęp do analizy “Czy w 2019 roku przepłacę za swoje M.”
Z góry dziękuję za zaufanie.
Pozdrawiam
DP
Bardzo ciekawe!
Przyznam ze pomyślałem o 500pln oraz o tym, ze prędzej pomógł bym za darmo niż za te przysłowiowe pisiąt złoty.
Mam to samo co Kajtek, robie rzeczy za darmo bo jesli mialbym brac swoja godzinowke to i tak nikt by nie zaplacil. Rozgraniczam tym samym sfere w ktorej zarabiam pieniadze(sprzedaje swoj czas) z normalnym zyciem w ktorym nie mysle o zarabianiu. Ale czy to najlepsza droga… ?
Wydaje mi się to całkiem zdrowym podejściem Tomek 🙂
No, ale Panie Dawidzie – ja bym pomógł z komodą za darmo. Bo lubię.
Siła się sama nie zrobi! 🙂
Pingback: Czy 100 złotych to zawsze 100 złotych? -
Z komoda pewnie bym rady nie dała ale pilnowanie samochodu i inne tego typu proste czynnosci jak ktos w potrzebie a ja mogę to pomogę za darmo. Brzmi jak reklama. Może lepiej siedze cicho 😛
Tylko widzisz, celowo dobrałem przykład samochodu ze względu na to, że on jest wielowymiarowy. Nie zastanowiłoby Cię, dlaczego właściwie obca osoba prosi Cię o pilnowanie samochodu w dzisiejszych czasach? Przecież wszędzie wokół nas stoją samochody, których nikt nie pilnuje? Dlaczego ten jest specjalny i wymaga popilnowania?
Z drugiej strony, „Jak ktoś jest w potrzebie, a ja mogę to pomogę za darmo.” Tak to brzmi jak reklama, ale też w dość jasny sposób sprecyzowałaś okoliczności w których możesz pomóc w charakterze wolontariuszki.
Co jeśli np za 30 minut masz umówione niezobowiązujące spotkanie z przyjaciółką?
Dobra jeżeli chodzi bardziej o motyw zrób coś dla mnie ja Ci zapłacę co nie jest ważną potrzebą. To może inaczej bym podeszła. Wszytko zależy od sytuacji i pewnie bym rozmawiała z daną osobą przed udzieleniem pomocy. Może samochód jest dla kogoś bliski niczym członek rodziny hehe. Czy pomogłabym mając coś innego w planach tez zależy od wielu okoliczności.