Sharing economy, czyli ekonomia współdzielenia jest to zjawisko społeczne, które zyskało na popularności na kanwie spadku zaufania do instytucji finansowych i całego systemu monetarnego podczas minionego kryzysu finansowego. Sformułowano je na fundamentach założenia lepszego wykorzystania posiadanych przez nas zasobów poprzez dzielenie się, transfer, udostępnianie lub współdzielenie posiadanych przez nas dóbr, umiejętności czy wiedzy. W założeniu nurt ten ma gruntownie przebudować znane nam modele organizacyjne i dystrybucyjne z rynków globalnie, lub regionalnie zintegrowanych, na wiele mniejszych sieci rozproszonych, składających się z połączonych, współpracujących ze sobą indywiduów. Zjawisko to bazuje na naszej naturalnej skłonności do współpracy, pomagania innym, dzielenia się swoim czasem oraz zasobami, w zamian za gratyfikację materialną, ale też pozamaterialną. W założeniu, to właśnie aspekt niefinansowy naszej motywacji, czyli chęć odbudowania współpracy w lokalnych społecznościach na rzecz dobra kolektywu, był motorem napędowym całej idei.
Pamiętacie jak na przykładzie wigilijnego barszczyku i ruskich pierogów, tłumaczyłem działanie krzywej użyteczności krańcowej? Jeżeli nie, to zachęcam do przeczytania wpisu “Za ile sprzedasz mi swoją godzinę?”
Wszystko ma swoją użyteczność. Dosłownie wszystko. Dla każdego posiadanego przez nas zasobu, zarówno fizycznego jak i eterycznego można wyznaczyć (w modelowych warunkach), funkcję użyteczności. Im czegoś posiadamy więcej lub gdy coś jest nam w coraz mniejszym stopniu potrzebne, tym funkcja całkowitej użyteczności tej rzeczy się wypłaszcza, a finalnie może nabrać nachylenia ujemnego. Co ciekawe, ta sama rzecz np. w moich rękach, będzie miała zupełnie inną funkcję użyteczności, niż w przypadku kiedy jej właścicielem będziesz właśnie Ty.
A co gdybyśmy zaczęli sumować całkowitą użyteczność danej rzeczy dla dwóch, albo większej liczby niezależnych konsumentów, którzy by z niej korzystali w chwilach, kiedy ta byłyby dla nas zbędna i leżała odłogiem?
Z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że każdy posiadany, acz niewykorzystywany przez nas zasób, znalazłby w danym momencie nań zapotrzebowanie o ile moglibyśmy symultanicznie zaoferować wykorzystanie go wystarczająco dużej liczbie potencjalnych konsumentów. Co więcej, można przypuszczać, że w zamian za taką przysługę odbiorca byłby skłonny zapłacić stawkę akceptowaną przez rynek. Mało tego, bez większych problemów można przedłożyć przykład, w którym poza gratyfikacją pieniężną, pośrednio czerpaliśmy inne korzyści (np. sąsiad wypożyczający od nas kosiarkę i inne narzędzia ogrodowe, doprowadzając do porządku swój zaniedbany ogród, realnie wpłynąłby na estetykę naszego otoczenia).
Idąc tym tokiem rozumowania, możemy stwierdzić, że w przedstawionym hipotetycznym scenariuszu, w długim okresie, bylibyśmy w stanie maksymalizować “globalną użyteczność posiadanych zasobów.”
W moim odczuciu ta przesłanka stanowi jeden z najważniejszych aksjomatów nurtu ekonomii współdzielenia. Jest to też w sumie jej nadrzędna misja – doprowadzić do sytuacji, w której będziemy w stanie, dobrowolnie, w zgodzie ze swoimi przekonaniami oraz w przyjętej przez nas formie, maksymalizować efektywność posiadanych przez nas zasobów.
W związku z tym, że FB ucina zasięgi ankiet, postanowiłem przenieść je tutaj na blog, gdzie liczba głosujących jest zdecydowanie większa. Do tego wydaje mi się to bardziej fair, bo tak naprawdę umieszczając ankietę w treści wpisu, zagłosują faktyczni czytelnicy Koszt Alternatywny! Dlatego od teraz każde głosowanie będzie przeprowadzane na blogu i będzie trwało do czasu ukazania się kolejnego.
“Rachel Botsman, autorka książki “What’s Mine is Yours: The Rise of Collaborative Consumption” przedstawia warunki, jakie należy spełnić, aby móc określić dane przedsięwzięcie mianem “share” [Botsman, 2010, s.16]. Jest to między innymi uwolnienie wartości nie w pełni wykorzystanych dóbr, transparentność działania opartego na zdecentralizowanej sieci powiązań, tworzenie poczucia przynależności do wspólnoty, zbiorowa odpowiedzialność oraz czerpanie korzyści bez nabywania dóbr na własność. Wymienione warunki mogą skłaniać do refleksji dotyczącej ich niespełniania przez dużą część przedsięwzięć, które powszechnie uważane są za należące do nurtu sharing economy, jak chociażby Uber. Może to wynikać z postrzegania ekonomii współdzielenia sensu largo, z pominięciem wyżej wymienionych warunków, bądź z nieświadomości pojęciowej społeczeństwa.”
Małgorzata Gabriela Hałasik “Sharing Economy Wyzwaniem dla współczesnych przedsiębiorstw.” 2017
Tyle tytułem wstępu aka definicji.
Pomysł na ten wpis przyszedł mi do głowy, kiedy przeczytałem pewien artykuł na Medium – “The Sharing Economy Was Always a Scam.” Jego autorka, Susie Cagle, we wstępie opisuje swój zawód amerykańskim startupem z zatoki San Francisco działającym w obszarze ekonomii współpracy. Omni, o którym mowa, od 2014 roku oferuje swoim użytkownikom możliwość wypożyczania posiadanych rzeczy – gier wideo, rowerów, narzędzi, sprzętu outdoorowego i innych. Dzięki temu innowacyjnemu pomysłowi, opartemu na fundamentach filozofii sharing economy oraz przy pomocy 40 milionów dolarów od Venture Capital, które zostały w niego zainwestowane, mieszkańcy zatoki San Francisco mogą wypożyczać od siebie rzeczy codziennego użytku, bez konieczności kupowania i magazynowania ich.
Co w takim razie spowodowało, że ta słuszna idea zawiodła autorkę tekstu?
Zdrada ideałów.
Początkowe hasła o “chęci zmiany statusu własności na naszej planecie” czy “optymalizacji wykorzystania posiadanych przedmiotów przez poszczególne jednostki na rzecz całej społeczności Omni”, zostały cynicznie zdeptane i podsumowane przez obecny slogan reklamowy, który możemy przeczytać na samochodach dostawczych firmy
“Rent things from your neighbors, earn money when they rent from you!”
To właśnie ideały stanowią problem współczesnej ekonomii współpracy. Prawdziwą innowacją AirBnB nie była jej niesamowita strona www czy aplikacja, która powaliła użytkowników na kolana jej przemyślanymi funkcjonalnościami. To nie wykorzystanie geolokalizacji, podgląd przyjazdu kierowcy, czy automatyczna wycena kursu w Uberze sprawiło, że zaczęliśmy z niego korzystać. Chodziło przede wszystkim o zaufanie, wyrównywanie szans, wygodę, alternatywny sposób zarobku, czasem cenę, ale też tą zauważalną nutę grającą na nosie systemowi – creme de la creme dla naszego pokolenia – pokolenia Y.
Początkowo, to wszystko miało doprowadzić do tego aby starsze małżeństwo, którego dzieci już dorosły i poszły na swoje, mogło sobie dorobić podnajmując od czasu do czasu wolny pokój. Z drugiej strony wdowiec na rencie, mógł wykorzystać czas wolny, wsiąść w samochód i zrobić kilka kursów. Oczywiście zarabiając przy tym kilka złotych, ale przede wszystkim zabijając nudę i samotność. No, ale przecież to nie jest kraj dla starych ludzi! Student mający 4 kółka, a niemający na weekendowe Tango Milonga, zamiast na czwartkowe wykłady – może od rana śmigać na UBERx, przeliczając po parytecie 1 do 1 liczbę odbytych kursów do przewidywanej ilości spożytych drinków podczas nadchodzącego weekendu itd.
Jak to wygląda dzisiaj?
Kilka miesięcy temu miał miejsce debiut giełdowy Ubera. W związku z licznymi perturbacjami ostatecznie przewozowy konglomerat wystartował z wyceną na poziomie 72 miliardów dolarów, czyli poniżej oczekiwań, które przewidywały ewaluację na poziomie 80-90 miliardów dolarów. Jakby tego było mało, pierwszy dzień notowań zakończył się kilkuprocentowym spadkiem wyceny akcji. Jaka była reakcja opinii publicznej? W skrócie – “SHAME, SHAME, SHAME!”
Wypowiedź Dara Khosrowshahiego (CEO Ubera), o możliwym braku rentowności całego przedsięwzięcia, bez wprowadzenia autonomicznej floty, została skwitowana zwątpieniem w zasadność ekonomiczną całego przedsięwzięcia, a nie dyskusją – AUTONOMICZNA FLOTA? Ej, a to nie miało być tak, że jeden Kowalski z drugim Nowakiem, miał w wolnych chwilach po godzinach pośmigać po dzielni i sobie dorobić jako przewóz osób?
Teraz ktoś powinien napisać:
“Kowalski i Nowak na Uberze? Chyba u Ciebie w mieście. Bo u nas, to jeżeli już, tylko na Black, bo tak to tylko obcokrajowcy, którzy jeżdżą we flotach prywaciarzy.”
W przypadku AirBnB jest niewiele lepiej. Wielkimi krokami nadchodzi jego IPO (Initial Public Offering), które obecnie szacuje się na 35 miliardów dolarów. Jako ciekawostkę dodam, że Instytut Badań Strukturalnych w Warszawie twierdzi, że 25% ofert dostępnych w tym serwisie jest wystawiana przez 1% hostów. To badanie z 2017 roku, ciekawe jak posunął się do przodu proces konsolidacji rynku najmu krótkoterminowego w stolicy od tego czasu. Teraz 1% największych rentierów może posiadać nawet 40% całego tortu.
Czy to aby na pewno wina tych firm, a może to kwestia presji monetyzacji?
W moim ulubionym wystąpieniu na TEDx Jacek Walkiewicz opowiada anegdotę o tym jak jest wdzięczny swojej żonie, za to, że wspierała go w jego marzeniu posiadania kampera. Uwielbiam ten dialog za ukrytą w nim mądrość pomimo jego powierzchownej karykaturalności.
“(…)Po paru dniach moja żona mówi – Czy Ty kupujesz tego kampera czy nie?
Ja mówię – Wiesz co, nie wiem.
– Czego nie wiesz?
– No nie wiem czy go kupię?
– Ale przecież wpłaciłeś zaliczkę!
– Tak.
– Ale coś jest z nim nie tak?
– Nie, wszystko ok.
– To o co chodzi?
– Wiesz co, ja 20 lat o tym marzyłem, ja dzisiaj mogę to zrobić i ja nie wiem, czy tego chcę. I to jest straszne uczucie.
Wtedy ona mówi – Jacek, Ty zawsze mi mówiłeś, że marzenia są po to, żeby je realizować, w związku z tym zrób to, bo nie będziesz wiedział jak to jest mieć kampera!
I ja dosłałem 97 tysięcy i za 100 tysięcy kupiłem 4-letni samochód, który przez 11 miesięcy stoi pod domem, bo jest do niczego niepotrzebny (…)”
A co by było gdyby okazało się, że istnieje aplikacja, która umożliwiłaby Panu Jackowi bezpieczne, odpłatne udostępnianie jego kampera w okresie, kiedy nie jest używany przez jego rodzinę? Czy w ten praktyczny i pożyteczny sposób nie mógłby dodatkowo realizować misji spełniania marzeń swoich rodaków o wakacjach kamperem?
Podczas poszukiwań rozwiązania na to pytanie natrafiłem na polskim, kamperowym forum tematycznym na taką dyskusję z 2010 roku:
Jeden z forumowiczów na pytanie “ (…)Czy może ktoś ma swojego kampera i może chce w tym czasie go komuś pożyczyć aby nie stał w miejscu? Ceny w wypożyczalniach są wysokie.” Odpowiedział:
Jak widać na załączonym obrazku początki nurtu ekonomii współdzielenia w Polsce w tym zakresie były naprawdę trudne. Moje zdziwienie jednak osiągnęło szczyt, kiedy okazało się, że dzisiaj wciąż nie ma serwisu lub aplikacji, który umożliwiłby w naszym kraju krótkookresowy najem posiadanych karawanów w trakcie ich przestojów.
Dlaczego jestem zdziwiony?
W 2015 roku, wraz z Martą w ramach zaległego miesiąca miodowego mieliśmy przyjemność odwiedzić Nową Zelandię. Zjeździliśmy ją wzdłuż i wszerz, przejeżdżając około 8000 kilometrów w 35 dni.
Przez cały wyjazd korzystaliśmy z usług serwisu Share a Camper, jako jedni z prekursorów gdyż strona rozpoczęła swoją działalność dosłownie kilka miesięcy przed naszym przylotem. Jako, że było to prawie cztery lata temu myślałem, że do tego czasu powstanie kopia na naszym rodzimym rynku, tym bardziej, że w 2016 roku Share a Camper rozszerzyli swoją działalność na Niemcy. Tymczasem nic takiego się nie stało do dzisiaj!
Po dogłębnym reaserchu okazało się, że w naszym kraju rynek karawaningu wciąż raczkuje. Dotarłem do informacji, że np. w 2017 roku zarejestrowano w całym kraju jedynie 300 nowych pojazdów. Można więc przypuszczać, że tak niewielka popularność tych wehikułów, związana bądź co bądź z proporcją ich ceny do naszych zarobków w Polsce, pozbawia ekonomicznego sensu tworzenia analogicznej platformy dla “Share a Camper”.
Na zakończenie pozwolę sobie poddać pod wątpliwość czy fakt, iż ideały zostały częściowo przesłonięte, chęcią zysku przez jakąś część platformowych oferentów, sprawia, że konsorcja takie jak wspomniane AirBnb, Uber czy mniejszy Omni tracą swoją idealistyczną zasadność? Czy fakt, że ktoś kupi 10 mieszkań pod krótkoterminowy najem na starym mieście w Krakowie, sprawia, że mieszkańcy tej dzielnicy nie mogą wynająć swoich pokoi na identycznych zasadach jak ten “hurtownik”? Zachęcam do dyskusji w komentarzach.
W moim odczuciu, wszystko rozchodzi się o pieniądze. Każda branża przechodzi podobne fazy – idea, adaptacja, integracja, komercjalizacja, przełomowa innowacja i proces zaczyna się od nowa. Tak działa ten świat. Z drugiej jednak strony, duża część mnie chce w tym wypadku zadać kłam temu kapitalistycznemu truizmowi. Sam jestem wielkim fanem idei współdzielenia oraz rozumiem jego wielowymiarowe, pozytywne implikacje. Dzielenie to instrument, który pozwala nam ponownie poznać siebie nawzajem, jest to swoistego rodzaju przeciwwagą dla postępującej alienacji wywołanej wszechogarniającą technologiczną dystopią.
Pozdrawiam,
DP
PS Przypominam o głosowaniu na temat i formę kolejnego addona dla subskrybentów Newslettera.
PS2 Dodatkowo, we wpisie „The wisdom of crowds.” rozpocząłem prosty eksperyment mający sprawdzić teorię mądrości tłumu w oparciu o krótką ankietę poniżej. Jak Wam się wydaje o ile wzrosną ceny transakcyjne mieszkań na rynku wtórnym w Polsce w 2019 roku? Odpowiadajcie, a do wyników ankiety wrócimy jak GUS albo NBP opublikuje swój raport w przyszłym roku. Porównamy je z dostępnymi przewidywaniami ekspertów od rynku nieruchomości. Myślę, że czytelnicy Kosztu Alternatywnego znokautują ich!
Mnie trochę śmieszy oczekiwanie, że idea sharing economy pozostanie wierna ideałom i nieskażona dotychczasowymi układami, kapitalizmem itd. Przecież nie zmienimy społeczeństwa w 2 dni. Poza tym, jak sam zauważyłeś we wpisie, zarówno „hurtownicy” jak i „Kowalscy” mogą w tym systemie koegzystować czerpiąc korzyści. A każdy mały kroczek w celu lepszego wykorzystania posiadanych zasobów jest dobry. Myślę też, że na przestrzeni lat jako społeczeństwa dojrzejemy do lepszego wykorzystania narzędzi umożliwiających to wspólne korzystanie z posiadanych dóbr, zwłaszcza na fali rosnącej popularności less waste oraz bijących na alarm ekologów, którzy dobitnie nas uświadamiają, że musimy zmniejszyć konsumpcję, a jedną ze ścieżek do tego jest właśnie sharing economy.
Problem z „hurtownikami” w aplikacjach przewozowych, jest taki że oni wykorzystują luki podatkowe i ich kierowcy, to nie są ich pracownicy tylko osoby prywatne wypożyczające od nich samochody za nierynkowe stawki.
Jeżeli natomiast mówimy o rentierach z AirBnB, to masowy skup mieszkań w dogodnych lokalizacjiach turystycznych doprowadza chociażby do spekulacyjnych wzrostów na rynku nieruchomości. Pisałem o tym w analizie dla subskrybentów newslettera „Czy w 2019 przepłacę za swoje M?”
Pozdrawiam!
Nie wnikając w początkowe ogólne założenia ekonomii współdzielenia się, uważam że nie doszło by do jej rozwoju gdyby nie sama możliwość zarabiania na dzieleniu się z kimś możliwości używania rzeczy za pieniądze bez nabywania ich na własność. Samo hasło: “Rent things from your neighbors, earn money when they rent from you!” jest uosobieniem ekonomii współdzielenia się bo bez aspektu finansowego idea mogłaby się nie rozprzestrzenić. W naszym kraju idea wynajmowania rzeczy jest stosunkowo młoda. Na ten przykład większość chce mieć mieszkanie na własność zamiast wynajmować. Pewnie powoli będzie się to zmieniało.
Zgadzam się z Twoją opinią. Pieniądze muszą być nieodłącznym elementem każdego przedsięwzięcia sharing economy, bo są naturalnym bodźcem i motywatorem dla mas i wspomagają proces adaptacji. W moim odczuciu dyskusyjne jest wykorzystywanie platform do celowej działalności biznesowej poprzez chociażby regularne zwiększanie jej skali.
Podkreślę jeszcze raz – uważam to za kwestie dyskusyjną, a nie coś z czym kategorycznie się nie zgadzam.
Pozdrawiam!
Jest takie powiedzenie: jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie 😉 Ale rozmawiać warto
Ciężko się nie zgodzić Rafał 🙂
Inicjatywy takie jak Airbnb czy Uber, albo blabla na naszym rynku, szybko tracą charakter współdzielenia, a zmieniają się w platformę sprzedaży usługi z bardzo prostego powodu – jest to obiektywnie biznesowo efektywniejsze.
Nawet abstrahując od przewagi konkurencyjnej osiąganej ignorowaniem lokalnych regulacji czy przepisów podatkowych – hurtownik lokali czy taksówek będzie efektywniejszy niż 200 emerytów czy wdowców co chcą dorobić.
Dlaczego uważasz że będzie efektywniejszy? Bo to bardzo ciekawe stwierdzenie.
Zgadzam się, dodam kilka przykładów. Kierowcy ubera mają dobrze dobrane ekonomiczne auta (np. Fiat), załatwione w masowym zamówieniu w korzystnym leasingu. Mają już znajomy serwis, skład opon itp.. Znają dobre pory na pracę itp.. Pierwsza lepsza osoba z jej prywatnym samochodem musiałaby dać wyższą cenę, by opłacało jej się jeździć.
To jeszcze bardziej widać w airbnb. Większość mieszkań nie jest gotowych na wynajem – trzeba by schować kosztowności i prywatne rzeczy, zrobić miejsce w szafie dla gościa, przekazać i odebrać klucze oraz po każdym najmie sprzątnąć i czasem coś naprawić. Specjalizowani rentierzy mają zamki kodowe, tańsze i bardziej wytrzymałe wyposażenie i umówione ekipy sprzątające.
Nie mówię, że indywidualni gracze nie mogą konkurować z dużymi – dzięki platfomom typu airbnb czy uber koszt wejścia jest znacznie niższy, więc i tak jest łatwiej niż kiedyś. Ale nadal osoby, które wchodzą w temat całkowicie będą miały przewagę nad nieregularnymi uczesrnikami (np mieszkania zrobiome pod wynajem będą łatwiejsze do najmu niż prywatne mieszkania podczas 2 tygodni urlopu właściciela)
Dzięki Karol za bardzo merytoryczny komentarz!
W podanym przez Ciebie przykładzie, prywatny kierowca musiałaby dać wyższą cenę prze, nie po to żeby mu się opłacało, ale opłacało w równym stopniu co kierowcy UBERa. Pamiętaj jednak, że osoba posiadająca samochód w celach niezarobkowych, ponosi podstawowe koszta jego eksploatacji czy np leasingu niezależnie od tego czy po godzinach jeździ jako kierowca UBERa czy nie. Dorabiając sobie w ten sposób obniża jego Jednostkowy Koszt Użycia – polecam przeczytać kolejny wpis.
Jeżeli chodzi o prywatne mieszkania masz podobną analogię – czynsz płacimy zawsze. Dodatkowo, mieszkania które są przez nas stale eksploatowane, nie są w takim stopniu narażone na uszczerbek jak te które rentierzy przygotowują świeżo pod wynajem.
Ponad to prywatne mieszkania możemy wynajmować okazjonalnie, w okresach najbardziej lukratywnych, nie będąc narażonym na jego pustostan poza sezonem. Weźmy np sezon letni w trójmieście – okres Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku, albo Openera w Gdyni. Wszystko jest wtedy wynajęte i jest to naprawdę świetna okazja na to, żeby za bajońską sumę wynająć swoje 4 kąty, a samemu za te pieniądze pojechać na wymarzone zagraniczne wakacje.
Ot luźny pomysł :).
„Ponad to prywatne mieszkania możemy wynajmować okazjonalnie, w okresach najbardziej lukratywnych, nie będąc narażonym na jego pustostan poza sezonem. Weźmy np sezon letni w trójmieście – okres Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku, albo Openera w Gdyni. Wszystko jest wtedy wynajęte i jest to naprawdę świetna okazja na to, żeby za bajońską sumę wynająć swoje 4 kąty, a samemu za te pieniądze pojechać na wymarzone zagraniczne wakacje.”
I wielu ludzi tak robi, serio. Widać to u nas w mieście. Duża ogólnopolska impreza raz w roku i mnóstwo ludzi wynajmujących swoje mieszkania wyjeżdżających z miasta na ten powiedzmy tydzień. Sama wynajmuje domek na airbnb, jako wynajem okazjonalny, odprowadzam podatek, i opłaca mi się, chociaż sezon króciutki. Szukam natomiast ludzi do projektu „pomóż wyremontować ze mną dach w zamian za wynajęcie domu na tydzień na Suwalszczyźnie”. I to nie jest proste… 🙁
Ciekawy pomysł z tym barterem – wakacje za remont dachu. Nie myślałaś o akcji Crowdfundingowej? Moglibyście przygotować różne „perki” w zależności od wielkości wpłaty darczyńcy gdzie najwyższy próg to byłyby właśnie weekendowe czy tam całotygodniowe wczasy na suwalszczyźnie z Waszym przewodnictwem :).
Myślałam. Mam taki odruch trochę, że to żebractwo, choć wiem że nie jest. Taka moja mentalność… Ale najlepiej byłoby spróbować i się przekonać, dzięki za zachętę 🙂
Żebractwo to to zdecydowanie nie jest :). Domyślam się, że prowadzicie agroturystykę, potraktuj to jako swojego rodzaju akcje społeczno-marketingową. Jeżeli przygotujecie fajną historię, ciekawe nagrody i uda wypromować Wam się akcję w socjalach, to może sie okazać, że poza wyremontowanym dachem zyskasz klientów na lata. Pozdrawiam
PS Jak przygotujesz akcję wklej proszę tutaj do niej link.
Bardzo interesujące, dobrze się czyta.
Dziękuję 🙂
Przyglądam się tej dyskusji. Dam swoją obserwację. Chciałem dorobić coś po godzinach. Zastanawiałem się nad Uberem. Wszedłem w to i jestem zadowolony. Jak kalkulowałem, bo rady miałem bardzo niejednoznaczne..?
Otóż zauważyłem, jak większość ludzi, że w Uberze jeździ sporo Ukraińców, czy studentów nie posiadających wlasnych samochodów.
Wniosek z tego jest jeden: muszą zarobić na raty na samochód, na paliwo i inne koszty, na siebie i dać zysk wlaścicielowi. Samodzielnie pracując, mogę zarobić na siebie, samochód i jeszcze ,,coś” dla siebie extra. Nie pomylilem się.
Pozdrawiam
Dzięki Onfury za obserwacje. Ja w tym wpisie absolutnie nie potępiam Ubera. Twój przykład idealnie pokazuje, że ta platforma wciąż może spełniać swoją pierwotną funkcję ,wspierając tym samym ideę sharing economy.